Od dawna bardzo bardzo chciałam, żeby tekst o telewizji i dzieciach napisał na Głoskę psycholog. Bo ja mogę mówić o Spitzerze, o neuronach zwierciadlanych, o mowie, ale tak naprawdę to kilka „punktów siedzenia” jest ważnych. Dlatego ucieszyłam się, kiedy Agnieszka zgodziła się napisać ten tekst. Przeczytajcie….

„Kiedy Kasia poprosiła mnie o napisanie tekstu o wpływie, jaki na dzieci wywiera telewizja, przypomniałam sobie natychmiast reakcje rodziców, których informowałam o zaleceniu Amerykańskiej Akademii Pediatrii, by maluchy do drugiego roku życia całkowicie odizolować od szklanego ekranu. Często słyszałam, że dzieci potrafią skoncentrować się dłużej wyłącznie na oglądaniu bajki, telewizor jest więc wybawieniem, gdy opiekunowie chcą chwilę odpocząć lub zająć domowymi obowiązkami. Innym argumentem, który miał mnie przekonać do spojrzenia na telewizję łaskawszym okiem, był ten o walorach edukacyjnych programów przygotowanych z myślą o najmłodszych.

Już półroczne dziecko posadzone przed telewizorem będzie się w niego wpatrywać. Zapytani o to, czy rozumie ono, co widzi na ekranie, odpowiemy, że nie, skądże! Niektórzy dodadzą pewnie: „Kto wpada na pomysł, by 6-miesięcznemu maluchowi puszczać bajki?!”, może przy tym nawet postukają się w głowę. Dzieci kilkuletnie z oczywistych względów uznajemy za istoty znacznie lepiej rozumiejące to, co do nich dociera…i nie sposób odmówić temu przekonaniu słuszności! W czym w takim razie tkwi problem? Ano w tym, że dzieci mają do czynienia z wieloma przekazami, które są dla nich nieodpowiednie, bo ich wątpliwa wartość ogranicza się wyłącznie do przykucia uwagi. Jeżeli widzieliście kiedyś 3-latka oglądającego reklamy albo bajkę na Cartoon Network, doskonale zrozumiecie, o czym mowa. Kilkulatek nie jest jeszcze w stanie zrozumieć związków, jakie zachodzą między szybko zmieniającymi się elementami, koncentruje się więc siłą rzeczy na tym, co proste i spektakularne – efektach dźwiękowych i wizualnych, które nie mają wiele wspólnego z samą fabułą. Nie uczy się myślenia przyczynowo-skutkowego, czyli nie opanowuje umiejętności kluczowej dla poradzenia sobie z wymaganiami szkolnymi.

No dobrze, przyjmijmy, że nie przychodzi nam do głowy pozostawianie dziecka przed telewizorem w czasie przerwy reklamowej, a jedyną akceptowaną przez nas ramówką jest ta proponowana przez MiniMini. Jesteśmy świadomymi zagrożeń rodzicami, którzy chcą  wspierać rozwój dziecka i zastanawiają się, jak robić to najlepiej. Korzystamy z oferty kanałów, które swoje programy zachwalają jako stymulujące rozwój mowy i myślenia – skoro dzieci uczą się przez naśladownictwo, wyciągamy wniosek, że tak właśnie uczyć się będą, obserwując sympatycznego bohatera na ekranie. Mały człowiek jest jednak istotą, która zdobywa wiedzę dzięki INTERAKCJOM z otoczeniem. Dziecko zaczyna rozpoznawać kształty i zaskakuje nas codziennie coraz bogatszymi wypowiedziami nie dlatego, że zobaczyło lub usłyszało coś w telewizji. Jest więcej niż pewne, że to my sami mówiąc do dziecka i bawiąc się z nim uczymy je nowych umiejętności. Do podobnych wniosków doszli również badacze, którzy przeprowadzili ciekawy eksperyment. Uczestniczyły w nim dzieci w wieku od 12 do 18 miesięcy. Pierwszej grupie maluchów („wideo”) przez miesiąc prezentowano film „edukacyjny”, mający stymulować rozwój mowy. Przedstawiano w nim trzykrotnie i nazywano 25 przedmiotów z najbliższego otoczenia, np. stół, krzesło etc. Dzieci z drugiej grupy („wideo i rodzice”) oglądały film z opiekunami, którzy proszeni byli o pokazywanie maluchom przedmiotów i powtarzanie ich nazw w czasie projekcji. Rodzicom dzieci z trzeciej grupy (określonej jako „rzeczywista”) przekazano listę 25 słów, których mieli nauczyć maluchy w czasie codziennych interakcji. Dzieci z grupy kontrolnej nie były poddawane żadnym oddziaływaniom. Ewaluacja wykazała, że maluchy z grupy „rzeczywistej” nauczyły się 53% słów z listy, natomiast te ze wszystkich pozostałych grup – 32%. Można to ująć również inaczej: dzieci, którym z dużą częstotliwością pokazywano program „edukacyjny” nie nauczyły się ani jednego słowa więcej niż pozostałe! Nawet jeżeli nie robi to na nas wrażenia, możemy zadać sobie pytanie, czy nasze dzieci czasu spędzonego przed ekranem nie mogłyby wykorzystać lepiej…”

Agnieszka Turek – psycholożka. Pracuje m.in.w Ośrodku Rehabilitacji Dziennej dla Dzieci i Młodzieży SAMED w Krapkowicach. Prywatnie miłośniczka literatury i szczurów hodowlanych. Po nocach objada się marynowanymi grzybkami 😉

no signal

 

http://cdns2.freepik.com/darmowe-zdjecie/ekran-testowy-telewizji-nie-wektor-sygna%C5%82u_53-14440.jpg

Komentarze

  1. Moj syn (13 miesiecy) patrzy na reklamy jak zaczarowany, nie jest zadowolony gdy przerywa je film.
    Zacząl sie interesowac ksiazkami, bo zobaczyl w nich to co na ekranie, wczesniej zloscil sie na ksiazki.

  2. Kasiaaa, właśnie. Jak odpowiadasz na entuzjastyczne: a moje dziecko przy telewizorze…. ożywia się, śpiewa, tańczy, recytuje, skacze, patrzy z uwagą.. etc. 🙂 Mi brakuje czasem siły 🙂 Najchętniej walnęłabym jakiś wykładzik na ten temat, ale szukam krótkiego, konkretnego komunikatu. Solidnego argumentu. Masz pomysł ?:) Pozdrawiam, Olka

    1. „To proszę wyłączyć telewizor, wziąć cymbałki i zagrać/zaśpiewać razem z nim. Będzie równie aktywne” 😛

  3. u nas jest tak, że nie mamy w domu telewizora. dzieciak uwielbia książki od „małego”
    czasem, raz na kilka dni obejrzy 2,3 odcinki bolka i lolka, krecika, albo innej florki.
    nie róbmy z dzieciaków zombiakow 🙂
    p.s. z dorosłych też..

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress