Uczę dzieci czytania po polsku. Czasem są to dzieci zaburzone i na tym czytaniu buduję terapię (o tym kiedyś Wam napiszę, bo wbrew pozorom nie jest to tak, że dziecko umie czytać, a nie umie się komunikować! Przynajmniej u mnie!), czasem są to dzieci zdrowe, ale dwujęzyczne bez dostępu do polskiej szkoły, a rodzice nie czują się na siłach, by uczyć je samodzielnie. Wtedy ja nauczam je na Skypie. I choć lwia część pracy spoczywa na rodzicach, to właśnie mama i tata proszą o bycie przewodnikiem na drodze dziecka do nauki czytania. Bo jak powiedziała kiedyś Karolina nie wszyscy rodzice umieją nauczać. Po prostu, tak samo, jak nie wszyscy ludzie umieją gotować 🙂 I tyle.
Wstęp był przydługi, ale już dochodzę do sedna 🙂 A więc uczę te dzieci czytania metodą symultaniczno-sekwencyjną. Tłumaczę na wstępie rodzicom o co chodzi i dlaczego uczę sylabami. I wydaje się, że wszyscy rozumieją. Ale jak przychodzi co do czego, to słyszę: „Pamiętasz, to jest A jak ARBUZ” lub popatrz „My. Mama mówiła My jak MANGO.”
I coś tu jest nie tak 🙂
Metoda symultaniczno-sekwencyjna polega na wprowadzaniu nowych samogłosek i sylab w kontekstach. Funkcjonuje tak dlatego, że jest dostosowana do dzieci z trudnościami. WIĘKSZOŚĆ dzieci dwujęzycznych ma trudności z słuchem fonemowym. Jest to u nich całkowicie normalne zjawisko, ponieważ mają do rozróżniania dwa różne systemy fonologiczne, czyli muszą osłuchać z dwoma językami i rozróżnić od siebie głoski. Nam, dorosłym, wydaje się, ze to banał. Tymczasem nie jest to wcale łatwe dla pięcio- czy sześcioletniego mózgu. My słyszymy różnicę w wymowie słów „pies” i „piec”. Większość dzieci dwujęzycznych – nie.
Mózg i ucho dziecka dwujęzycznego słyszą dwa systemy. Większość dzieci sześcioletnich już doskonale radzi sobie z rozróżnianiem języków, z gramatyką (pewnie, że zdarzają się wpadki). Potrafią dzielić wyraz na sylaby. Ale na pytanie „Od czego zaczyna się wyraz bałwan” (albo – o zgrozo!!- od jakiej literki zaczyna się „baławan”?), odpowiedzą, że od „BA” lub „BAŁ!”. Mało które stwierdzi „b”. A jeśli już mama wbije mu do głowy, że B to BAŁWAN, to bardzo często dziecko tylko z tym bałwanem B kojarzy. I potem dziecko czyta takie kwiatki jak „Bałwan-arbuz” (autentyczna sytuacja sprzed trzech tygodni).
Innymi słowy:
K: Ola, a co to jest? (pokazuję A)
O: Arbuz!!!
K: A!
Mama: A jak arbuz.
K: Ola, a od czego zaczyna się Ala
O: ????
Bo Ola wcale nie słyszy tego A na początku ARBUZA! Ona je kojarzy z arbuzem, bo mama tak powiedziała. I potem w tekście (komiksie ułożonym z samych samogłosek) czyta „ARBUZ”, a nie „A”. Dlatego wolimy kontekst 🙂 Bo kiedy dziecko nie czyta tego A w izolacji (czyli bez obrazka, sama samogłoska), mogę się cofnąć do kontekstu „A pamiętasz, jak mówił chłopczyk, kiedy się przewrócił?”
Bo Ola ma problem z rozłożeniem wyrazu na głoski!! I ma prawo mieć z tym problem, więc dlaczego ktoś wymaga od niej, aby to umiała?! Nauczy się, na razie świetnie dzieli wyraz na sylaby. Nie ma sensu zatem czekać lub/i uczyć jej podziału na głoski, trzeba wykorzystać sylaby! A głoskowanie do nauki pisania – przyjdzie samo. Dzięki sylabowaniu!
Kontekst wykorzystywany jest m.in. w Naszym EleMENtarzu. Nie lubię go, jedną z jego wad jest właśnie sposób wprowadzania liter: raz pojawiają się jako analiza (T jak TATA), a raz przez kontekst (obrazek poniżej przedstawia kontekst do O).
Uważam, że wszystkie litery (w tym sylaby) powinny być przez kontekst wprowadzane. BO TAK JEST ŁATWIEJ! Nie utrudniajmy dziecku życia i nie uczmy go słynnego A jak ARBUZ czy E jak EKRAN (choć, żeby być szczerą, powiem wprost, że w przypadku samogłosek problem z analizą jest mniejszy. Samogłoski łatwiej usłyszeć na początku wyrazu niż spółgłoski).
Sylabami i kontekstem osiągniemy więcej 🙂
Fantastycznie to ujęłaś! Podpowiedziałaś mi też, w jaki sposób mogę komunikować się z rodzicem, aby nie mieszał analizy głoskowej i czytania sylabami z „A jak ARBUZ” 😀
Uwielbiam symultaniczno-sekwencyjną <3
… a właściwie analizy głoskowej i literowej, bo za chwilę będzie „S jak SER, Z jak ZEBRA, a SZ jak ????” 🙂