Niejednokrotnie słychać głosy w Internecie o tym, że Amerykańska Akademia Pediatryczna zaleca, by dzieci do 2.r.ż. w ogóle nie oglądały telewizji i ekranu komputera, natomiast dzieci starsze, maksymalnie godzinę lub dwie dziennie.
Oczywiście wiecie, że ja się z tymi wyznacznikami zgadzam. Oglądanie przesuwającego się bardzo szybko obrazu (bo tym własnie jest bajka czy film) hamuje rozwój mowy dziecka. Badania AAP są dostępne w Internecie, jeśli ktoś ma ochotę – z łatwością wyszuka je w Google.
Jest jednak pewien gadżet, który mnie bardzo ułatwia terapię (nie nosze miliona obrazków ze sobą), a którym większość dzieci jest BARDZO zainteresowana. Co to?
TADAM!
Czytnik, proszę Państwa.
Zwykły normalny najtańszy (dla siebie do czytania mam porządniejszy 😉 ). Czytnik nie ma przesuwających się obrazków, ekran jest statyczny, w dodatku matowy. Dziecko patrzy jak zaczarowane, ale nie ma tu tak wysokiej technologii, jak np. w bajce czy teledysku czy grze.
Czym się różni od tabletu?
Tym, że młody człowiek sobie może milion razy próbować przesunąć paluszkiem po ekranie, kliknąć coś, aby „włączyć aplikację” itp. itd., a i tak się nic nie stanie. Bo ekran w tym czytniku nie jest dotykowy. I cały czas obraz jest statyczny.
Minus? Oczy 🙁 Ekran świeci, więc na pewno nie jest lepszy od zwykłego obrazka.
Ale czasem używam 🙂 Sprawdza się jako zainteresowanie malucha czymś. Więc jak macie, może też chcecie spróbować?
ps. Tak sobie myślę, ze to logiczne, iż nie używam z WSZYSTKIMI dziećmi. Ale jakby kogoś to trapiło, to podpowiem – z najmłodszymi nadal ćwiczymy TYLKO na kartkach. A ze starszymi – GŁÓWNIE na kartkach 😉
Taki czytnik to świetna sprawa przy terapii logopedycznej 🙂
Największy minus to właśnie światło działające na wzrok niestety :/
Świetny post. 🙂