Nie tak wcale dawno temu i nie za górami, ani nie za lasami… pracowałam w SPK w Hamburgu. SPK to taki „twór”, który działa przy placówkach dyplomatycznych i zajmuje się kształceniem dzieci po polsku w sposób uzupełniający – czyli jest nauczana tylko edukacja klas I-III, polski i WoP.
Ale to akurat najmniej ważne.
Właśnie wtedy uczyłam w czwartej klasie. Na lekcje przychodził pewien chłopiec, nazwijmy go Jaś. Fajny młodzieniec, ale strasznie powoooooooooooolny. Cała klasa kończyła coś przepisywać z tablicy, on nie był nawet w środku tekstu. I nie, nie rozkojarzał się. Po prostu wolno pisał. Wszystko i zawsze.
Choć byłam tam „tylko” nauczycielem, moja dusza diagnosty nie dawała mi spokoju. Tym bardziej, że widziałam jak Młody układa rękę do pisania, jak pisze, jak siedzi, jak stoi, jak chodzi. Poprosiłam Mamę, aby – przy okazji wizyty w Polsce – umówili się z Jankiem do fizjoterapeuty. Bo przecież synowi można pomóc (nie pytajcie, proszę, dlaczego „przy okazji wizyty w Polsce”, a nie na miejscu, w Hamburgu. Kto tam nie mieszkał – nie zrozumie :P).
Mama się przejęła.
Poszli.
Wrócili po tygodniu (czytaj: po feriach).
„Pani Kasiu! Pani Kasiu! Już wiemy skąd jego problemy!! Ma obniżone napięcie mięśniowe i DYS-LEK-SJĘ!!!”
Dys-co? – myślę sobie. Uczę Janka już pół roku i dysleksji bym nie zauważyła?! Aż taka gapa jestem?! Pani pokaże tę diagnozę.
I padłam.
Kochani,
to że dziecko dziesięcioletnie dwujęzyczne zamiast „król” pisze „krul”, zamiast „ciocia” pisze „ćocia”, a zamiast „dźwig” – „dźwik” – to naprawdę nie jest przejaw dysleksji. Ono może sobie pisać nawet „TSCHESCHTSCH” i to też nie jest przejaw dysleksji. Ono słyszy inaczej niż jednojęzyczne! Nie możemy patrzeć na nie tak samo, bo jego dwujęzyczność powoduje, że diagnostyka takiego dziecka jest inna.
Inny przykład? Olunia. Poznałam ją w USA. Z polską diagnozą autyzmu.
Dlaczego?
Bo nie słucha poleceń, krzyczy, bije, nie ma kontaktu wzrokowego itp. Klasyczna triada autystyczna. I rzeczywiście – przy mnie zachowywała się tak samo. Dopóki nie przeszłam na angielski. Zupełnie inne dziecko! Spokojna, wykonująca polecenia, weszła w kontakt od razu (wzrokowy, dotykowy, werbalny). I co? Trzylatka nie rozumiała co się do niej po polsku mówi, to zachowywała się jak „dzika”. Nie mówię, że nie miała żadnych zaburzeń – miała. Ale wystarczyło przejść na inny język, by je lepiej zdiagnozować.
I koniec.
A! i tego wszystkiego – diagnostyki dwujęzycznej – można się nauczyć. Np. u mnie na warsztatach 14 stycznia 2017 🙂 Wiem, wiem.. brzmi jak akwizycja i reklama, ale… znowu trafił do mnie chłopiec z podejrzeniem diagnozy autyzmu. I znowu to „tylko” nieznajomość systemu językowego, a nie autyzm.
żałuję, że na tych warsztatach nie będę.
Muszę przyznać Tobie rację. Tosia na zajęciach z logopedą niemieckim zasypiała. Siedziała przy biurku, patrzyła na logopedę i ziewała. Ożywiała się dopiero jak pani dawała jej pudełko z przedmiotami, np zwierzętami. Nie wchodziła w żaden kontakt wzrokowy podczas „rozmowy”.
Na pierwszym spotkaniu z lekarzem specjalistą z Instytutu Rozwoju również nie chciała rozmawiać, po niemiecku oczywiście. Płakała, chciała wyjść z pokoju, nie wykonywała polecań. Lekarz nie chciał by tłumaczyć dziecku polecenia na język polski. I w pierwszej opinii ma wpisane, że dziecko boi się wchodzić w kontakt wzrokowy.
I ja również żałuję, że mnie nie będzie. Nie tylko diagnosyka logopedyczna ale i psychologiczna powinna być „inna”. Widzę to, kiedy pracuję z bardzo małymi dziećmi. Gdy widzę takie dziecko z diagnozą autyzmu wsciekam się. Też zwróciłabym uwagę na dzieci w Polsce w przedszkolach dwujęzycznych.
Super wpis mam malucha ktory na codzien ma do czynienia z 3 jezykami polskim angielskim I hiszpanskim az sie boje jak Dalej bedzie
Dobrze będzie 🙂 Tylko trzeba obserwować, żeby nic nie przegapić! :)))
U mnie maluszek 8 miesiącu i też 3 języki w domu, chciałabym się przygotować i nauczyć jak mam podejść do nauki mowy synka. Szczerze mówiąc w internecie niewiele znalazłam…..
🙂
Ok, w poniedziałek napiszę 😀
w Hamburgu mieszka się super! Nieprawdaż?
Może wrócisz?
mooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooże 🙂
U nas wlasnie sie zaczyna podejrzewanie przez tesciowa dysleksji u 3,5 letniej Miski (wina zwalona cichaczem na to, ze przez dwa lata mowila w zlobku po angielsku). Diagnoze wysnula z tego, ze Miska po francusku mowi np. Je veux te „m’ede”, zamiast je veux „t’ede” (chce Ci pomoc), bo w pierwszej osobie prosi sie o pomoc: Tu peux „m’ede”? Miska dobrze slyszy, tylko ze czasownik dla niej to aider (czytane „ede”), ale razem z tym M na poczatku. Nie rozumie jeszcze roznicy, ze t’ =tobie, m’ =mi. Francuski jest wstretny bo tu wszystko sklejaja razem. Po polsku zapomniala slowa rzeczy, wiec stworzyla; Mama, ona wyciaga moje „zafery”. Liczba mnoga Les affaires, daje literke s w Les czytana jako Z. I tak z rzeczownika w liczbie mnogiej czytanego normalnie jako „afer”, u Miski to „zafer”. Jak mam dziecku pomoc zanim zacznie sie uczyc czytac, zeby mi dysleksji tu nie stwierdzili? Jak zacznie sie uczyc czytac i pisac to sie chyba wzrokowo poprawi cwiczac obie umiejetnosci. Mozna jakos wczesniej pomoc? Wymagania przedszkolne we Francji dla 3 latkow, sa takie troche jak w polskiej zerowce..