Rodzice dzieci dwujęzycznych często słyszą, że ludzi dwujęzycznych jest na świecie więcej niż jednojęzycznych. Dowiadują się, że dwujęzyczność naturalna spotykana jest w krajach takich jak Belgia, Luksemburg czy Szwajcaria, gdzie mieszkańcy radzą sobie z tym bez problemu. A jednak, wielu z Was zastanawia się, dlaczego wychowanie dziecka w dwujęzycznym środowisku jest takie trudne. Dziś chciałabym podzielić się z Wami historią Weroniki, aby pokazać, że dwujęzyczność ma różne oblicza i jej równowaga w wychowaniu zależy od środowiska, w którym żyjemy – na które my, jako rodzice, często nie mamy wpływu.

„Urodziłam się we Włoszech, we Włoszech się wychowałam. W szkole posługiwałam się włoskim. Mam włoski paszport, bo moja rodzina od lat mieszka w tym miejscu. Znam kuchnię włoską od podszewki i wszystkie włoskie baśnie.

Ale jestem Słowenką. Mówię, piszę, czytam i myślę po słoweńsku. I po włosku. Słoweński nie jest moim językiem mniejszościowym. Jest taki sam jak włoski. W obu posługuję się tak samo biegle, tym bardziej, że studiuję na dwóch różnych kierunkach: w tygodniu w Trieście, a w weekendy w Lublanie. Moje koleżanki też mówią w dwóch językach i dla żadnej z nich ani słoweński, ani włoski nie jest mniejszościowy.

Żyjemy na pograniczu. Włoski miesza się ze słoweńskim nawet w nazwach ulic, miejscowości. W sklepie usłyszysz i 'grazie’, i 'hvala’. Przeskakiwanie między językami – nie, nie jest trudne, bo ja to robię – jak wszyscy tutaj – od urodzenia. Moja dwujęzyczność nie jest dla mnie niczym szczególnym – tu wszyscy są dwujęzyczni. Popatrz na tych ludzi (rozmawialiśmy w kawiarni). Założę się, że jeśli zapytasz o coś po słoweńsku – odpowiedzą po słoweńsku, a jak po włosku – to po włosku. Chyba, że zaczniesz po niemiecku, to mogą się zaciąć.”

Weronika opowiada dalej: „Ostatnimi czasy czytam o dwujęzyczności. Jest taka włoska pani profesor, Antonella Sorace, czytałam jej artykuły, kiedy zaczęłam studiować germanistykę. Myślę sobie, że ja z tą moją dwujęzycznością mam po prostu szczęście. U mnie nikt nie musiał dbać o ten słoweński. On się rozwijał, bo środowisko mówiło po słoweńsku. Ale jednocześnie tak samo często to samo środowisko mówiło po włosku. Nie było jakiejś konsekwencji, jakiegoś trzymania się zasad – ale czas na oba języki był dokładnie taki sam, bo tak się żyje na pograniczu. Założę się, że na każdej granicy jest tak samo.

Przecież to nie jest tak, że tu postawimy słupki i ludzie przestaną ze sobą rozmawiać. Pogranicze jest tym miejscem, gdzie języki i kultury się mieszają, płyną. Myślę, że rodzice emigranci mają trudniej: oni muszą pilnować tego języka.

Nie wiem, w jakim języku śnię, ani myślę. Pewnie w tym, w którym akurat rozmawiam, którego danego dnia częściej używam. Ta moja dwujęzyczność jest taka… naturalna. Bo ona jest tu wszędzie. I chyba nie ma sensu porównywać jej do dwujęzyczności Twoich dzieci – dzieci emigrantów w innym kraju. Ja nie jestem emigrantką. Jestem u siebie. Po obu stronach granicy.

Historia Weroniki pokazuje, że dwujęzyczność ma wiele twarzy i że nie wszędzie wygląda tak samo. Równowaga języków w wychowaniu bardzo zależy od środowiska kulturowego, w jakim żyjemy. Dla Weroniki dwujęzyczność jest naturalna, bo żyje na pograniczu, gdzie oba języki są równie obecne i używane. Dla rodziców emigrantów w innym kraju sytuacja wygląda inaczej – muszą bardziej świadomie dbać o zachowanie języka ojczystego.

Każda historia dwujęzyczności jest unikalna i wartościowa. Niezależnie od tego, czy wychowujemy dzieci w środowisku dwujęzycznym naturalnie, czy jako emigranci, ważne jest, aby wspierać ich rozwój językowy z miłością i zrozumieniem.

logopeda online, dzieci dwujęzyczne, rozwój mowy, umów wizytę, zarezerwuj termin
dwujęzyczność - skontaktuj się z logopedą online

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress