Postu miało nie być. Ale są takie dni w życiu, że trzeba powiedzieć STOP. I ja teraz mówię STOP wszelakim umartwianiom – czas wrócić do żywych 😉 do żywych w Internecie na początek 😛
Dziennik wydarzeń to jedna z technik stosowana przez niektórych terapeutów w czasie terapii logopedycznej. Jest to metoda, którą nieraz opisywała Ela, ponieważ bardzo często z niej korzysta: jako mama dwujęzycznego potomstwa i logopeda w jednym. Ja również bardzo często stosuję dziennik jako pomoc wzmacniającą naukę języka, zwłaszcza u dzieci dwujęzycznych, dyslektycznych i niesłyszących. Ba! doskonale zdaję sobie sprawę jak miło i przyjemnie jest taki dziennik otworzyć po latach 🙂
Często jednak słyszę od mam starszych dzieci (no dobra – nastolatków), że delikwenci nie chcą, że się wstydzą, że buntują… no ok… w sumie nie jestem zdziwiona i zaskoczona. Serio.
Ale żeby przekonać, iż warto, to ten post skierowany jest do owych buntowników chyba nawet bardziej niż do ich rodziców. Dzisiaj bowiem otwieram przed Wami puszkę Pandory – choć długo się zastanawiałam czy warto 😉 Mój pamiętnik z czasów liceum… (właściwie to tylko z jednego roku: od czerwca do czerwca), a właściwie jego fragmenty (bo jednak całości nie pokażę).
Oczywiście, że jak miałam te 15 lat to pojęcia zielonego nie miałam o dzienniku wydarzeń! Ale jakoś tak udało mi się wbić w zasady 🙂 Bo – wbrew pozorom – technika ta dla nastolatków jest w miarę prosta i można działać na tzw. „czuja” 🙂
Dobra, do rzeczy 🙂
To mój ulubiony dziennik i to właśnie jego fragmenty Wam dzisiaj pokażę.
Zaczyna się w czerwcu. Kartką urodzinową.
Na kolejnych stronach zobaczyć można miesięczny kalendarz. Dni tygodnia, imieniny święta, urodziny kolegów i koleżanek. Byłam zaskoczona, że chciało mi się to pisać, dopóki…
.. nie zobaczyłam tej strony. Przepisałam horoskop… Sama nie wiem po co;)
Jak na profesjonalny dziennik przystało mam też spis telefonów i adresów znajomych…
.. oraz spis ocen ze szkoły (jak widać: matma kiepsko.. ale w mat-fizie byłam i pani profesor wiele wymagała od nas.. przynajmniej tak sobie tłumaczę 😛 O niemieckim nawet nie mówię, bo przez całe liceum uważałam, że mi się absolutnie na nic nie przyda – o Losie! Jakże bywasz przewrotny! :P)
Wpisywałam sobie także teksty ulubionych piosenek (tych, co miały „to coś”)…
… oraz przepisy kulinarne .. okey – „kulinarne” 😉
… ważne wydarzenia ze świata 😛
.. oraz wejściówki na lokalne eventy 😛
…ciekawostki, które mnie interesowały
… i kartki przesłane przez znajomych (tak, tak.. bo kiedyś to się kartki pocztą słało, nie mmsy :P)
Wtedy też napisałam jakiś dziwny wiersz o biografii ks. Wyszyńskiego (patrona szkoły), który został zaśpiewany w Radiu Kielce (a przypomniałam sobie o tym wydarzeniu przeglądając pamiętnik:))
Znajdą się też notatki „o niczym”, czyli nastoletnie przemyślenia życiowe (głupia byłam, powiem Wam :P)
.. i przepisane listy od „kolegi” 😉 (nie pytać „po co”; tak trzeba było, o!)
Jest jakiś dyplom,
choć nigdy nie brałam udziału w konkursie recytatorskim 😉
i kartka od jakiegoś chłopaka… chyba wiem, od którego.. chyba 😛
.. są też ulotki, bilety i inne błahostki z miejsc, do których wyjeżdżałam. Oczywiście wszystko obok opisane, ale zbyt osobiście 😉
Są też moje wyżycia artystyczne. Zenitem!
.. i kartka urodzinowa na kolejne urodziny
Ach.. a jak przyjemnie na nowo czuć zapach tego zeszytu sprzed lat! 🙂
Pewnie Was jakoś bardzo ten post nie zainteresował, ale ja mam do swoich zeszytów – dzienników bardzo sentymentalny stosunek. Myślę, że tak samo Wy do Waszych (bo nie wierzę, że nikt z Was nie ma swojego pamiętnika!). Jakaż szkoda byłaby, gdyby Wasze nastolatki takich cudów dla siebie na starość nie robiły… To takie cudowne uczucie czytać swoje wypociny i śmiać się ze swojej głupoty 🙂 Choć te kilkanaście lat temu człowiek myślał, że jest najmądrzejszy na świecie, a cała reszta ludzkości to się nie zna, nie?:P
Czy mi się zdaje, że urodziłaś się w czerwcu tak jak ja?
Pamiętniki, dzienniki czy zachowywanie kartek, listów a także programów z przedstawień i koncertów to bardzo fajna sprawa.
Szczególnie jeśli chodzi o kartki pocztowe to mam ich całe pudło( moje szczenięce lata przypadają na czasy kiedy o telefon stacjonarny było trudno, a o komputerach nawet nie marzyliśmy), a te listy miłosne…..
a teraz ma się „fejsa” :))) chociaż coś w tym jest, ja nigdy nie prowadziłam pamiętnika, mój pierwszy pamiętnik to blog syna i zawsze mnie zastanawiało cóż to ludzie mają do opisywania jak tu nic nie jest na tyle ciekawe by było warte notowania, a bardziej szkoda czasu na pisanie skoro wiele się w życiu dzieje, dopiero dojrzałam do tej formy rodząc dziecko, a być może to dopiero teraz w życiu pojawiły się zdarzenia dla mnie tak istotne, że warte opisania, fakt faktem ze z lenistwa częściej zamieszczam zdjęcia niż opisy 😀
@TadeuszBlogger
„Fejs” też się skończy. Jak nk. Poza tym na fejsie już kilka razy próbowałam znaleźć swoje stare posty i nie ma. Zjadło 😛
Blogger też może kiedyś trafić! Poważnie, boję się tego! Żadnej swojej notki nie mam zapisanej jako kopii roboczej w wordzie, więc.. ach! 🙂
A na poważnie: zeszyt można zastąpić blogiem:) Jasne! Byle pisać, pisać, pisać 🙂 i wlejać 😀
@Mama Monika
z czerwca :))) Bliźniak jestem 🙂 Stąd podobno moje ADHD, ale ja średnio w horoskopy wierzę, więc bardziej ufam koleżankom od SI, że to przez jakiś tam odruch chwytny przetrwały w placach u stóp. Czy coś w ten deseń ;)):p
Listy miłosne też mam… tych nie pokażę 🙂 Ale był taki jeden.. chyba Paweł.. ciągle mówił do mnie „mój jeżyku” i pisał też („muj jeszykó”)…
O tempora!
Cudnie sie czytało…też pisałam pamiętnik przez chwilę i chyba muszę namówić moją 13 latkę do pisania 🙂 a że jest dyslektyczką to jak najbardziej wskazane 🙂 Pozdrawiam 🙂
Dziękuję:)
Wskazane 🙂 i ta nostalgia po latach 🙂
Fajnie, że jesteś :)…
Moje nastolactwo (o rany…) przypadło na poprzednie stulecie, więc czasu na pisanie miałam sporo.. bez FB i takich tam… Zapisałam mnóstwo zeszytów, zaczęłam jako 13 latka, skończyłam w okolicach matury – potem już było dużo życia i mniej czasu na pisanie 😉
Rozgrzebałaś w mojej pamięci te pakunki upchnięte na strychu, chyba zrobię sobie sentymentalne posiedzenie i poczytanie…
Do siego
KasiaG
Rob.;)
Mi czesc zeszytow wcielo tornado o imieniu MAMA, ale te najciekawsze zostaly;)
Tak, coraz częściej udaje mi się dzieciaki namówić do dzienniczków. Ba! Zaczęłam nawet mojemu Wojtkowi takowy prowadzić 🙂
Pozdrawiam noworocznie!
blogger może trafić ale polecam „chmurę” raczej nie zginą jednocześnie 🙂 no i zawsze można mieć kilka chmur :))) ja mam w chmurze ostatnie kilka lat mojej pracy i wciąż są :))) niezła biblioteka hihi
Dla młodszej młodzieży, co to niezbyt dużo lubi pisać – kupiłam synowi „dziennik cwaniaczka – zrób to sam” wyd. Nasza Księgarnia, dzięki cemu z zapałem wpisuje, projektuje, twórczo rozważa (a typem ścisłym jest, z nieczytelnym pismem, więc jak znalazł). Polecam przy okazji.
KasiaZ
A mnie sie najbardziej podobaly 3 pierwsze zdania tego postu : fajnie, ze Kasia Gloska znowu posrod zywych ! A propos dziennika/pamietnika – ciagle sie glowie jak sprawic, zeby moj „prawie nastolatek” zlapal bakcyla ale on nadal traktuje go jako „fanaberie zwariowanej Matki Polki”. Pozdrawiam A m P