Czytam sobie tu i tam. Po raz setny, po raz enty pojawiają się pytania: jak wychować dziecko dwujęzyczne, jak mówić do dziecka, w którym języku, mieszać czy nie mieszać, i tysiąc innych problemów rodziców małych dzieci. Oczywiście są to bardzo ważne problemy wymagające omówienia, ale.. ale jakoś takoś mam takie głupie wrażenie, że nie ma nic dla matek nastolatków. A tu chyba najtrudniejszy wiek na dwujęzyczność.
Wiecie ile razy słuchałam opowiadań dorosłych wyrastających w dwujęzyczności o tym, jak to mama mówiła po polsku, ale ja jak miałam(em) lat 15 , to przestałem? Bo tak, bo siak. Tysiąc powodów, z których najważniejszy przebija się jeden: grupa rówieśnicza. Bo głupio tak, jak przy koleżankach mama mówi do mnie po polsku, a one tego polskiego nie rozumieją! Zresztą: po polsku?! No błagam Cię! Jakby mówiła po angielsku, francusku, hiszpańsku – to byłby szpan, ale po polsku? I w tym momencie następował bunt.
Bunty uprawiają też współczesne nastolatki. Jak sobie z nimi radzić? Nie wiem, nie jestem psychologiem ani matką nastolatka. Ale wiem jedno: dla każdego nastolatka najważniejsza jest grupa rówieśnicza. Najlepiej mniej więcej stała. Takimi grupami rówieśniczymi mają szansę się stać dla polskojęzycznych nastolatków polskie szkoły za granicą.
Jak wygląda życie w takiej klasie? Ano teoretycznie bardzo podobnie jak w Polsce w szkołach. Na szczęście teoria ma czasem niewiele wspólnego z praktyką. 🙂
Klasa jest 10osobowa. Najczęściej, ale zdarzają się klasy mniejsze i większe. Moja szkoła działa w systemie popołudniowym: uczniowie przychodzą raz w tygodniu na pięć godzin podczas których uczą się języka polskiego i Wiedzy o Polsce. Młodzież zna się ze sobą. Rozmawiają, odwiedzają się po lekcjach, lubią się, a czasem nie. Razem palą pierwsze papierosy, razem zaczynają przeklinać wymawiając piękne polskie [r] ;), razem poznają kulturę i język przodków.
Czy trudno jest uczyć w takiej szkole? Pewnie, że tak. Nie dość, że mam do czynienia z nastolatkami, którzy mają swoje zdanie i upór niejednego osła, to jeszcze wszyscy są na różnych poziomach językowych. To, co dla jednego jest banałem, dla drugiego jest górą nie do przejścia. Najczęściej zależy to od tego, w jakim języku rozmawia się w domu. Jeśli V. słyszy polski tylko w szkole raz w tygodniu, to za licho nie przeczyta „Faraona”.
A`propos „Faraona”. Mam ustalony kanon lektur, wiecie? I takiego „Faraona” czy „Quo vadis” czytają w III klasie gimnazjum. Oj, ależ chętnie bym ten kanon zmieniła!! O ile rozumiem, że Sienkiewicz i Prus to tradycja i kultura naszego kraju, o tyle ktoś wyżej nie rozumie, że – nawet dla bardzo biegłego w polskim – dwujęzycznego nastolatka „azaliż”, „wżdy” czy „kontusz” jest często słowem nie do przejścia. I powodem, dla którego Sienkiewicz przeczytany nie jest.
Mam ich też uczyć koniugacji, deklinacji, zdań złożonych przydawkowych i okolicznikowych miejsca. Ale nie uczę. Wspominam o tym i proszę zainteresowanych o doczytanie (materiały dostają). Bo nie oszukujmy się – ilu z Was – niefilologów – wie, jak zbudowane jest zdanie podrzędne okolicznikowe sposobu połączone ze zdaniem głównym? No ilu? No więc właśnie, zatem moi gimnazjaliści takie informacje dostają na niemieckim w niemieckiej szkole. Tam się uczą rozbioru logicznego i gramatycznego zdania. U mnie dowiadują się, że taki podział istnieje, dostają teorię na kartce, tłumaczę, a potem ćwiczę…. użycie tych zdań!! Bo ważniejsze jest to, żeby dwujęzyczna osoba potrafiła na pytanie „po co (np. kroję chleb)” odpowiedzieć zdaniem okolicznikowym celu! Teorię – jak powiedziałam – wykuje na niemieckim.
Czy rozmawiamy o ich dwujęzyczności? Ba! Bo to raz. Na ostatniej lekcji przed końcem roku szkolnego dostali wiersz Marka Czuku „Róbta, co chceta”. Pytam „Po co dałam Wam ten wiersz, jak myślicie?” i odpowiedź Kuby (przed przeczytaniem): „Bo pewnie znowu chce nam pani mówić, jak ważne jest mówienie po polsku” 🙂 Nawet w planach nie miałam 🙂 Chciałam im współczesny trudny wiersz pokazać oraz to, że Polska to nie tylko Sienkiewicz, Miłosz, Mickiewicz i Szymborska. Że Słowacki wielkim poetą był, ale macie prawo go krytykować , jeśli Wam się nie podoba. Byle po polsku.
I wiecie, co jest dla mnie największym sukcesem? Kiedy wchodzę na lekcję i słyszę: „A czytała pani wczoraj na Onecie, że…” albo „A nie wie pani czy „Lux Perpetua” jest tak samo nudna jak „Boży bojownicy”? „Narrenturm” było fajne, a ta druga część jakaś kiepska..”, a nawet wtedy, kiedy schodzę po lekcjach ze schodów, oni mnie nie widzą i narzekają, że „jakaś przymulona dzisiaj była”, „o tych „Bajkach Robotów” to więcej powinna powiedzieć”, „ale jak jej się może ta Musierowicz podobać? Przecież to nudne! Wolę Martę Fox.” Bo nie ważne, co mówią, ważne, że mówią (i czytają!!! i piszą nawet :P) i robią to dobrze 🙂
Wiem, że nie wszystkie nastolatki mają możliwość uczęszczania do polskiej szkoły. Żywego kontaktu z drugim człowiekiem nic nie zastąpi, ale od czego jest Internet? Wszak jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma 🙂 Warto przejrzeć ofertę polskich szkół internetowych, dowiedzieć się, czy dziecko będzie mogło w niej skypować czy pisać na forach z kolegami z „klasy”. Wszak grupa rówieśnicza jest najważniejsza 🙂
A tak jeszcze w prezencie Dlaczego warto się uczyć języka polskiego? Link do filmu Agnieszki 🙂 (Która mam nadzieję, ze się nie obrazi, a jak się obrazi to … to nie wiem co :P)
Dobrze by jeszcze było gdyby tych nastoletnich dzieci było trochę więcej na naszej wyspie. Niestety moja córka jest najstarsza (16), poza nią jest jeszcze jeden chłopak (14 lat), kilkoro 10-12 latków, a reszta to maluchy. Nie ma nawet jak zorganizować zajęć sobotnio-niedzielnych, bo w soboty wszyscy mają dodatkowe zajęcia szkolne lub sportowe.
Ja na szczęście nie muszę się martwić o język polski moich dzieci – mówią, piszą i czytają jak ich rówieśnicy w Polsce 🙂
Pozdrawiam z Tajwanu