Jakiś czas temu znalazłam artykuł, w którym pewna pani psycholog mówi, że logopedzi robią błąd nie pozwalając mówić matkom do dzieci językiem dziecięcym. „Przecież to jest naturalne, że mówię do dziecka daj rączkę, a nie rękę.” – argumentuje psycholog.
Przeczytałam.
Przemieliłam.
Miałam się nie odzywać.
Ale nie odpuszczę.
Szanowni Państwo,
naturalne zdrobnienia (Natalka, aniołek, domek, kotek, autko) są NORMALNE w naszym języku. I nie znam logopedy, który zabraniałby matkom/ojcom mówić do dziecka „kotek” i „piesek”. Przecież to nasz język emocji. Polski jest językiem najeżonym zdrobnieniami i zgrubieniami i nie możemy ich NIE wykorzystywać!! Owszem, czasem się zdarza, że proszę mamy, by do niemówiących dzieci mówiły o sobie „mama”, a nie „mamusia”, ale ma to na celu jak najszybsze osiągnięcie naśladowania słowa „mama”. I tyle.
Logopedzi także zalecają mówić do dziecka językiem PROSTYM. Do niemówiącego dwulatka powiem „Piłka spadła BAM!”, „OJ, boli ręka!”, „O! Autko upadło BACH!”, „Kotek je AM AM”. I do głowy mi nie przyjdzie tłumaczyć mu, że właśnie pers ciotki Małgośki zajada whiskas z puszki, którą wcześniej znalazł w starociach dziadek Stasiek. Serio 🙂
Czego zatem zakazują logopedzi?
Moja wykładowczyni na zajęciach z kultury żywego słowa mówiła „PITU – PITU”. Oburzamy się na mówienie do dziecka, że „Butelećka ci telaś śpadła na piasieciek, ale mamusia zialaź wśiśtko naplawi i będzie siupel!” Bo w ten sposób dziecko słyszy nieprawdziwą wymowę i takowej się uczy.
Natomiast zdrobnieniami mówcie 🙂
I tak nie powiecie „piaseczek”, tylko „piasek”, bo jest szybciej 😛 :))
Bardzo dziękuję za ten artykuł ponieważ ja często zdrabniam i mówię” daj mi swój talerzyk” zamiast talerz albo kubeczek zamiast kubek itp. Moja mama zawsze na mnie krzyczy i mówi : ” Mów do dziecka normalnie a nie tak wszystko zdrabniasz”. Wszystkiego zdrabniać nie można ale wiem że zdrabnianie z umiarem nie zaszkodzi. Pozdrawiam
Też często zdrabniam, aż mąż na mnie krzyczy, żebym tak do dziecka nie mówiła – bo wyobraź sobie, że mój czterolatek zdrabnia jeszcze to co ja już zdrobniłam, choć aż takich zdrobnień jak on nie używam – talerzyczek,
krzesełeczko, a hitem była … kupeczka 😉 Taka chyba ta nasza polska natura i potrzeba 😉
Ooo! Super post! Choć należę do przeciwników nadmiaru zdrobnień (szczególnie u dorosłych – np. Ewa Wachowicz i jej „A teraz wsypiemy cukiereczek do miseczki i będzie pyszniutkie ciasteczko”), ale sama łapię się na tym, że używam ich w rozmowie z dziećmi, szczególnie jeśli chodzi o kończyny – ciśnie się na usta, że 3-latek ma rączkę 😀 Sporo jednak używam też „zwykłych” wariantów: głowa, plecy, szyja, brzuch. I staram się to robić, bo spotkałam się z sytuacją kiedy poprosiłam dziecko by podniosło rękę, a ono popatrzyło na mnie jak na kosmitkę i spytało co to ręka. Jak się okazało, rodzina zawsze mówiła rączka, rączusia i młodej nie wpadło do głowy, że to ręka 😀
To ja mam pytanie 🙂 A co, jeśli ten dwulatek NIE CHCE by mówiło się autko, tylko domaga się (nie mówiący zaznaczam, bo jak się mówiło 'auto’ to on jęczał dalej, że nie o to mu chodzi i się uspokajał dopiero jak dało się fachową nazwę auta,np . Lamborgini). Rozumiem mówić językiem prostym, ale bez przesady- skoro widać, że dziecko jakby ROZUMIE i mu to sprawia przyjemność, takie poznawanie nowych nazw i ich zapamiętywanie, to mam się upierać przy tym 'autku’ by szybciej mówił? Idealnym prezentem dla mojego 2,5latka był atlas 365 dinozaurów- i nie, słowo 'dino’ nie starczyło, on domagał się nazwy każdego 😛 A co do kotów, to mój by zrozumiał co to pers, bo książkę o kotach i psach też przerabialiśmy. Raz odwiedziła go babcia, i chciała mu czytać książkę o zwierzątkach (atlasy lubił) i zaczęła wskazywać 'o, to żabka, kum kum’ – od razu od niej uciekł i kazał tacie czytać ’ to drzewołaz jedzący ….. itd – było hitem u dziecka. Może i nie mówił w wieku 2-2,5 lat, ale umiał odróżnić triceratopsa od stygimolocha, persa od kota syjamskiego itp 😛 Podsumowując, czy upierając się przy upraszczaniu mowy nie hamujemy mowy biernej dziecka, skoro bazujemy tylko na 'kotkach’ , a nie persach i kotach syjamskich? (zakładając, że dziecko samo się tego domaga, a nie to rodzica 'widzimisię’). Bo ja bym wolała, by on mówił mając te 2,5 roku ;P
Lambordzini i pers to tez sa slowa proste;) A na poważnie: jak dziecko chce, to tak nazywamy. Przecież nigdzie nie napisałam, że to zabronione.:)