Years years ago… jeszcze przed ślubem, a także i po, dłuuuuuuugo rozmawialiśmy z mężem o emigracji. On od samego początku krzyczał, że trzeba wyjechać mu z Polski, żeby się rozwijać, ja bałam się zmian. Wszelakich. I wtedy po raz pierwszy zabrał mnie ze sobą na konferencję, na którą pojechał jako delegat polskiego rządu. Do Wiednia. Na tydzień.
Miasto pokochałam miłością szczerą i kocham do dzisiaj. I oboje wiemy, że kiedyś tam wrócimy – będziemy mieć domek z widokiem na Kahlenberg. W czasie tego pobytu napisałam gdzieś w necie, że jestem logopedą i że diagnozuję polskie dzieci za free – w zamian, proszę drogie Mamy, pokażcie mi miasto. Udało się! Zwiedziłam cały Wien, ale też poznałam życie emigrantek. Wszystkie opowiadały, jak bardzo na plus zmieniło się ich życie po wyjeździe z Polski. Zaczęłam się przekonywać 🙂
Kilka lat temu mąż wygrał pewien konkurs i zakotwiczyliśmy się w Hamburgu. Najpierw przyjechał on, a po miesiącu dojechałam ja. Oj! Nigdy nie zapomnę tego pierwszego miesiąca tutaj!!! Dzisiaj już wiem, że jeśli danego dnia w Hamburgu nie padało, to znaczy, ze będzie padać. Wtedy – nie wiedziałam. A lało CAŁY miesiąc!!! Siedziałam na tych wynajętych prawie 100 metrach kwadratowych, patrzyłam za okno i ryczałam razem z deszczem! W co ja się wpakowałam?! Ani jednego znajomego, wszyscy sprechają na ulicach, w sklepie i wszędzie drożyzna straszna (jeszcze wtedy przeliczałam), pracy niet, aaa!! MASAKRA! I jeszcze mega problemy z nostryfikacją dyplomu (bo wcale nie tak łatwo jest być logopedą z polskimi papierami za granicą). „Idź w miasto! Zwiedzaj!” mówił do mnie mąż. A ja? A ja szłam na przystanek, patrzyłam na ceny biletów (dzienny 5,8 euro!! to po przeliczeniu ponad 20 zeta!!!) i wracałam do domu. Bo lało.
Po mniej więcej miesiącu udało mi się wreszcie zapisać na kurs językowy. Nie to, że długo się czeka – po prostu najpierw trzeba wyjść z domu 🙂 A potem poszło gładko – zapisałam się na „cafkę”, która pomogła stanąć na nogi i dała kopa w tyłek, kiedy trzeba było składać papiery do SPK w Hamburgu i szukać pacjentów w tym mieście.
A potem powstała GŁOSKA w swojej aktualnej odsłonie.
Hamburg do dzisiaj mnie zachwyca. Jest mokry, pewnie 🙂 Jest też zielony i wietrzny. Jest całkiem fajny. Mam już tu swoje miejsca, już się zakotwiczyłam. Nauczyłam się emigracji, życia expata, którego los rzuca po świecie…
Dzisiaj taki krótki wstęp. Jeśli chcielibyście poczytać coś więcej, dajcie znak 🙂 Postaram się pisać częściej o mnie? O tym, dlaczego za chwilę jadę do Neapolu i co będę tam robić, o tym dlaczego uwielbiam komunikację miejską w Hamburgu, o tym jak zostać nauczycielem polonijnym, oraz o tym jak to jest być polskim logopedą poza krajem. Chcecie?
ps. Moi kochani znajomi, Waszych komentarzy a`propos najblizszej mojej przyszłości i tak tu nie opublikuję, więc.. wszystko co chcecie wiedzieć – priv!! 😀
Chcemy więcej, ja chcę na pewno 🙂
Fascynuje mnie odwaga w sięganiu po więcej. Interesuje mnie też powód, dla którego zostajemy logopedami, psychologami, lekarzami, ślusarzami…
Bardzo mi sie podoba Twoj blog.
Chetnie poczytam o Tobie i Twojej pracy, takie wpisy pomagaja uwierzyc ze sie da rade pokonac przeciwnosci.
Wszelkie rady od Ciebie – mysle ze bylyby bardzo wartosciowe.
Czekam z niecierpliwoscia.
Ciesze sie, ze trafilam na Twoj blog.
Pozdrawiam: )
Rad nie bedzie. Na rady za glupia jestem 🙂
Chyba taka nasza głupia natura ludzka, że bardzo lubimy wiedzieć, co się dzieje w życiu innych osób… tekst spodobał mi się. Czasem warto spojrzeć wstecz i podsumować cząstkę własnego życia. Trzymaj się ciepło, Głosko, teraz i w najbliższym czasie.
Każde odkrywanie siebie – może dużo kosztować, ale myślę że w Twoim przypadku możesz tylko więcej zyskać. Czym więcej mądrze dajesz tym więcej masz 🙂 – np wzrastającą sympatię z Arki Igorka 🙂
„Wszystko jest trudne nim stanie się łatwe”/Fuller/
(To moje motto życiowe, gdy zaczynam coś nowego)
Twoja historia to potwierdza. Pozdrawiam!
Czytam Cię od dawna i na Twoich materiałach pracuję z moja 3 latka, wczoraj w przedszkolu usłyszałam od nauczycielek, że to przyjemność pracować z moją córką, ja wiem, że to też dzięki Tobie i twoim radom. Chociaż nie ma jeszcze 4 lat to mówi świetnie po włosku (mieszkamy w Valle d’Aosta) i radzi sobie całkiem, całkiem z językiem polskim. Przyjeżdżaj do Włoch, ja się cieszę :), oczywiście osobiste akcenty na blogu są mile widziane. Pozdrawiam, Agnieszka.
Dzięki wszystkim za miłe słowa 🙂 Na szczęście etap depresyjny (a nawet DWA :P) za mną. A pewnie niejeden przede mną, co potwierdzi większość emigrantek 🙂 Cykl będzie kontynuowany, choć zdecydowanie mniej już będzie mnie, a więcej życia 😀
A ja dziękuję także za zdjęcia. Bo inne.
My zostaliśmy, bo mąż nie chciał. Czasem myślę, jak by to było…