Nie ukrywam na blogu, że lubię symultaniczno – sekwencyjną naukę czytania®. Zresztą nie tylko ja: polubili ją też rodzice, bo jest fajna, lekka (zazwyczaj), systemowa. Ogólnie – co rusz, to ktoś na blogu udostępnia pomoce „do nauki czytania metodą krakowską”. I oglądam często te pomoce i powiem Wam, że połowa z nich nie nadaje się do tego, by nazywać je „metodą krakowską”. Oczywiście, są fajne, są estetyczne, ale nie spełniają podstawowych kryteriów symultaniczno – sekwencyjnej nauki czytania. Dzieciom bez zaburzeń one w żadnym wypadku nie szkodzą, ale dzieciom z dysfunkcjami lub problemami – tak. Dlatego pozwalam sobie zrobić podsumowanie głównych wyznaczników symultaniczno – sekwencyjnej, abyście sami mogli ocenić, co jest zgodne z nią, a co jest – pewnie zupełnie przypadkowo – bublem i autor info o metodzie ma tylko z Internetu, w dodatku niedokładnie przeczytane 🙂
Zacznijmy od tego, że „symultaniczno – sekwencyjna nauka czytania®” i „metoda krakowska®” to NIE są terminy tożsame. Nauka czytania jest jedną z technik MK. Ale ok, ja też czasem używam tych terminów zamiennie, więc się nie czepiam. Niemniej jednak chciałabym wszystkich uwrażliwić na to, że jeśli dziecko potrzebuje terapii MK, to nie polega ona na li i wyłącznie czytaniu.
Pomoce do nauki czytania metodą powinny być pisane DUŻĄ bezszeryfową czcionką dla dzieci, które zaczynają naukę. To terapeuta/rodzic/nauczyciel określa, kiedy które dziecko przechodzi na małą czcionkę (też bezszeryfową).
Zobaczcie:
Szeryfy to te wszystkie kreseczki i nierówności w drugim napisie (pisanym czcionką Times New Roman). Dlaczego tak ważna jest czcionka – pisałam o typ we wpisie Oczy, dlaczego WIELKIE litery i tam Was odsyłam 🙂 Oczywiście, jeśli dziecko jest w wieku szkolnym i nie ma ŻADNYCH problemów z nauką czytania, to możemy uczyć je od razu małych liter. Ale – powtarzam raz jeszcze – nie może mieć ŻADNYCH problemów z czytaniem.
Ostatnio w Internetach rzuciła mi się w oczy gra planszowa wykonana przez – chyba – nauczyciela. Gra została zaprezentowana na blogu, a w podtytule było „pomoc do metody krakowskiej”. Wyglądała – mniej więcej 😛 – tak:
Zauważcie, że nie jest spełniony warunek MK. Gra była bardzo fajna, podejrzewam, że dzieciakom bez zaburzeń by się spodobała 🙂 Ale nie była grą do nauki czytania metodą symultaniczno – sekwencjną, jak ją nazwał(a) autor(ka). Bo była napisana czcionka szeryfową.
Po drugie pamiętajmy o tym, że nauka czytania MK ma ściśle określoną kolejność:
a) samogłoski,
b) wykrzyknienia i wyrazy dźwiękonaśladowcze (które można pominąć u dzieci starszych),
c) konkretną kolejność wprowadzania spółgłosek.
Jeśli uczymy dziecko zgodnie z np. spółgłoskami pojawiającymi się w „Moim EleMENtarzu” to ok, ale nie nazywajmy tego symultaniczno – sekwencyjną.
Następnie pamiętać musimy, że uczymy sylab poprzez nadanie im znaczeń, o czym pisałam ostatnio, więc po prostu zajrzyjcie do poprzedniego wpisu 🙂
Dodam, choć to podstawa tej metody i powinno być na początku, że sylab nie literujemy (eM-A, co to?), ani nie głoskujemy (M-A, co to?). Sylaba tworzy jedną podstawową część, nie należy jej rozczłonkowywać. Jak już pisałam w poście w styczniu – dzieciom głoskowanie nie jest do niczego potrzebne i uczą się pisać bez tego. Zatem nie robimy numerów w stylu „przegłoskuj (albo: przeliteruj) co tu jest napisane?) i podajemy mu np. MU. Nie! MU to jest jednostka. Koniec i kropka 🙂
Nie opisujemy także liter: dupcia z przodu, brzuszek z tyłu (albo odwrotnie, bo powiem szczerze, ja mam problem z tymi literami – niby dlaczego b ma brzuszek z przodu. Skąd wiemy, z której strony ma „oczka”, w którą stronę patrzy i gdzie jest przód? A skąd ma to wiedzieć dziecko z zaburzoną percepcją wzrokową i kierunkowością? Chore!). Sylaba ma mieć znaczenie! I na początku nauki właśnie ze znaczeniem ma się kojarzyć. „Nie wiesz co to? To chodź poszukamy w książeczce gdzie jest taka sama sylabka… o jest! patrz! A co dziewczynka mówi do mamusi? PA! To PA i Ty masz w ręce PA!”.
Znaczenie powoduje także, że dziecko od razu próbuje czytać ze zrozumieniem!
Ważną kwestią jest jeszcze to, że uznajemy w metodzie pisanie za „mniej ważne” od czytania. Ono jest ważne! Ale dopiero jak dziecko umie coś przeczytać, uczymy je pisać. Dzieci w większości krajów Europy uczą się pisania tzw. małym drukiem, coś jak tutaj:
I takiego pisania je je uczę. Bo jest łatwiejsze niż polska kaligrafia, którą i tak większość dzieci porzuca po IV klasie SP.
I ostatnia rzecz: wielkość czcionki – dostosowana do wieku dziecka. Inna będzie wielkość dla dwulatka, inna dla czterolatka, inna dla siedmiolatka. Poza tym dostosowujemy do percepcji dziecka przerwy między wersami w tekście (interlinie).
Najważniejsze – dziecko ma się w czytanie bawić! Nie wymagam od dwulatka, żeby czytał teksty! Dwulatek ma czytać sylaby i rozumieć ich znaczenie. Powoli – bardzo powoli – ma zacząć składać dwie sylaby otwarte w wyraz. Jeśli dziecko jest zdrowe i nauka czytania nie jest częścią terapii – czytanie ma być TYLKO zabawą. Dopiero w momencie, kiedy samo pyta „a co tu jest napisane?” staje się nauką, ale ZAWSZE poprzez zabawę i naukę znaczeń 🙂
Dzięki Kasiu 🙂
Jaka wielkość czcionki dla poszczególnych lat życia dziecka?
Powiem tak: zaczynamy od 36 dla dwulatka, a potem stopniowo zmniejszamy w zależności od percepcji dziecka 🙂 5latki czytają 16 🙂
Super post, myślę że bardzo potrzebny szczególnie dla rodziców dzieci zdrowych gdzie rodzice sami uczą dzieci, sami próbują i mogą przegapić takie szczegóły, które są niezmiernie ważne. ( rodzice dzieci z zaburzeniami często majka kontakt z logopedą i pewnie taką wiedze mają bo są bardziej zagłębieni w temat ). W internecie jest bardzo wiele ale trzeba wiedzieć co jest wartościowe a co nie do końca dlatego dziękuję za ten post.
Pani Kasiu,
czy w przypadku 3-letniego dziecka mozna pominac „wykrzyknienia i wyrazy dźwiękonaśladowcze (które można pominąć u dzieci starszych)”. Prawda jest taka, ze w ksiazeczkach pani prof. Cieszynskiej (nie tylko Kocham czytac zeszyt nr 2, ale i Slucham i ucze sie mowic) niektore wyrazenia dzwiekonasladowcze sa po prostu nie-do-zaakceptowania dla 3latka plci meskiej a konkretnie chodzi o to, ze np. ani lokomotywa ani pociag nie robia „FU” przynajmniej wg. Ernesta (dodam ze zna na pamiec niektore fragmenty Lokomotywy Tuwima i ta tuwimowa lokomotywa jest ok). On to odrzuca z komentarzem „ucz mnie czytac normalnie”. Dlatego zastanawiam sie, czy nie lepiej byloby od razu przejsc do sylab „PA, PU” itd.?
Dziekuje i pozdrawiam
Agnieszka – mama Ernesta
P.S.: nie udalo mi sie zarejestrowac 🙁
Pewnie, że pominąć :))
Rejestracją się zajmę jutro! 🙁
Z tą d i b to sie uśmiałam,
Pamietam do dziś gdy udana mi to tak tłumaczyła a ja sie wściekałam bo z kad miałam wiedzieć gdzie są oczy !!!