Tak mnie natchnęło dzisiaj na wpis. Super szybki, bo biegnę zwiedzać miasto. Dostałam rano maila (bo u mnie już 11.00 (am :P) jest), że powstaje nowy portal, na którym osoby dwujęzyczne polonijne będą mogły za darmo czytać dzieła polskie. „No super”, pomyślałam. Oczywiście zdaję sobie świetnie sprawę, że nie mogę od wydawców serwisu wymagać tego, aby znalazły się tam najnowsze książki G. Ksadepke albo A. Frączek, ale…

„W ramach rozbudowy zasobów przygotowano dla Państwa 100 nowych e-booków dostępnych za darmo.” Myślę sobie, że super. Wreszcie dzieciaki może będą miały skąd Nienackiego przeczytać albo Maleszkę? O! i może najnowszy Sapkowski? Czytam dalej.

„Wśród nich między innymi:

  • Zofia Żurakowska, Skarby, Pożegnanie domu,
  • Józef Ignacy Kraszewski, Pogrobek,
  • Maria Rodziewiczówna, Wrzos, Straszny dziadunio,
  • Juliusz Słowacki, Lilla Weneda, Mazepa,
  • Tadeusz Dołęga-Mostowicz, Bracia Dalcz i s-ka,
  • Maksym Gorki, Więzienie,
  • Wolter, Mikromegas,
  • Gabriela Zapolska, Pani Dulska przed sądem, Korale Maciejowej, Ostatni promień,
  • Deotyma, Panienka z okienka,
  • Frances Hodgson Burnett , Co się stało na pensji,
  • Aleksander Bruckner, Mitologia słowiańska,
  • Eliza Orzeszkowa, Autobiografia w listach,
  • Stanisław Wyspiański, Warszawianka”

No i zdębiałam, słuchajcie. Po prostu zdębiałam. W czasach Internetu, w czasach powieści fantasy, w czasach komunikacji obrazkowej proponuje się młodzieży polonijnej „Panienkę z okienka”?? Ja do pani Deotymy nic nie mam, ale jak mają „Panienkę” przeczytać panienki ze współczesnych Niemiec? Gdzie język jest z XIX wieku, już abstrahując od tego, że powieść jest zupełnie niedzisiejsza i dzisiejsza nastolatka wybuchnie śmiechem przy czytaniu? To samo z F. Burnett. Już ciężko młodym „Tajemniczy ogród” czy „Małą księżniczkę” czytać, a co dopiero „Co się stało na pensji”. Bo co to takiego ta „pensja”? „A mama mówiła, że wynagrodzenie, że salary, że Geld. To czemu tu jest inaczej?”

A Kraszewskiego? Ok, oglądałam z szesnastolatkami w zeszłym roku film Hoffmana (?) „Stara baśń, kiedy słońce było bogiem.” Zakochali się w nim. Ale to tylko dlatego, że każde słowo było przetłumaczone przez kontekst to raz, a dwa – reżyser dla współczesnych JEDNOJĘZYCZNYCH widzów zmienił język, którym mówią bohaterowie. Nadal pozostał stylizowany, ale jednak inny. Może dlatego nie byłoby problemów z przeczytaniem „Mitologii słowiańskiej” Bruknera.

Wracając do tytułu: pamiętacie „Latarnika” Sienkiewicza? Opowiadanie o pewnym panu, który musiał uciekać z kraju i znalazł pracę jako latarnik w Ameryce. Pewnego dnia dotarła do niego książka z Polski i tak się biedak zaczytał, że zapomniał zapalić latarnię. I przez to rozbił się statek. A ta książka to „Pan Tadeusz” Mickiewicza. I wydawać by się mogło, że przesłaniem opowiadania jest miłość do ojczyzny wyrażona w epopei narodowej… że taka nostalgia u latarnika, jak u Mickiewicza na „paryskim bruku”.. Poniekąd pewnie tak.  Ale zwróćcie uwagę: latarnik zaczytał się w książce sobie współczesnej!! Różnica między powstaniem „Pana Tadeusza”, a „Latarnika” to 46 lat. Internetu nie było i Facebooka ;), więc te 46 lat to naprawdę mało. A dzisiejszym czytelnikom polonijnym proponuje się Żeromskiego, Orzeszkową czy Rozdziewiczównę. (Chociaż „Cudzoziemkę” sama polecam licealistom szukającym swojego „ja”).

Przestańmy traktować młodzież polonijną jak młodzież polską. To nie są ci sami ludzie, nie wychowują się w tej samej kulturze „tylko poza granicami”. Nie czują tego samego, nie mają takiego samego stylu bycia. Są inni. Nie gorsi, nie lepsi, INNI. I książkami „ku pokrzepieniu serc” czy innymi wzniosłymi tekstami o patriotyzmie i pięknie ojczystej ziemi, nie przekonamy ich do polskiej literatury.

Zmieńmy listę lektur! Przekonajmy ich do Sapkowskiego, Musierowicz, Frączek, Fox czy Kosika. Podsuńmy Tolkiena (w przekładzie Skibniewskiej!!), Rowling. Nie zainteresujemy osiemnastolatka „Panem Tadeuszem” (którego sama uwielbiam!).

Ot.

Komentarze

  1. Kasiu!
    Czytałam, czytałam potakiwając aż doszłam do zdania
    „Przestańmy traktować młodzież polonijną jak młodzież polską.”
    Możesz rozwinąć swoją myśl? Bo może niewłaściwie Cię zrozumiałam

    dla mnie: młodzież, niezależnie od tego, gdzie wychowywana (!) ma prawo do świetnej literatury. Wydaje mi się, że aby zainteresować dzieciaki/młodzież czytaniem, potrzebujemy podsuwać albo bieżące książki, w których odnajdą siebie, albo książki związane z ich pasją.

    I polskich nastolatków też nie przekonamy do polskiej literatury podsuwając książki „ku pokrzepieniu serc”. Nie tędy droga. Dzieciaki są inne; tak jak piszesz – fb, strony www, tablety – to wszystko ma wpływ i negowanie tego nie ma sensu. Kultura się zmienia.

    I wiesz, myślę, patrząc globalnie, że przekonanie o „inności” będzie się coraz bardziej zacierać, ale to już chyba temat na inną dyskusję 😉

    Serdecznie pozdrawiam, Magda

    1. Hej 🙂

      Już mówię: polskich nastolatków też nie przekonamy, święta racja. Tylko oni mają „wybór”, bo mogą po prostu iść do księgarni. Natomiast dzieciaki polonijne mają o tyle „trudniej”, że w księgarniach książek polskich najczęściej nie ma. WIĘC aby zachęcać polonijne do czytania PO POLSKU nie proponujmy im Sienkiewicza czy Konopnickiej (oczywiście, że są świetne pozycje tych autorów, ale to nie są pozycje „do zachęcania”, to są pozycje do czytania przez tych, którzy wiedzą, ze chcą je przeczytać).

      Niezależnie od miejsca zamieszkania rodzice i nauczyciele powinni podsuwać młodym książki. Nauczycielom polskiego powinno zależeć na podsuwaniu tych książek w j. polskim. Stąd mój apel o to, by nie był to np. Słowacki (na początek!) ;))

      „I wiesz, myślę, patrząc globalnie, że przekonanie o „inności” będzie się coraz bardziej zacierać, ale to już chyba temat na inną dyskusję ” – tak, ja też tak myślę. Ale pod względem nauki i poczucia historii to jednak zawsze będziemy „inni”. W sensie – Polak się uczy, ze Polska zawiązała unię w Krewie w 1395 roku, a Litwin, że od tego czasu Litwa jest pod polskim zaborem. Polak się uczy, że Prusy rozbierały Polskę od I rozbioru, a dziecko/młodzież wychowana w Niemczech ma problem. Serio. Oni mają problem z tym, że czują się (niesłusznie!) współwinni wojnie i rozbiorom, że „ich kraj rozebrał drugi ich kraj.” I co? Damy im Sienkiewicza „ku pokrzepieniu”? 🙂

      Również pozdrawiam!

  2. Kasiu tak, tylko oni też nie pójdą do biblioteki/księgarni, bo po co, jeśli pokazujemy dzieciakom od pierwszej klasy takie właśnie lektury.
    Co do „poczucia historii” to oczywiście się zgadzam 🙂

    1. A!
      Czyli zmienić listę lektur w ogóle proponujesz? Jestem za! 😀 Tylko nie do tego stopnia jak w Niemczech, gdzie osiemnastolatki nie wiedzą nic o Fauście 😛

  3. Pani Kasiu!
    Te ebooki to ksiązki, w stosunku do których wygasły majątkowe prawa autorskie, czyli można je sprzedawać (rozdawać itp.) i nie płacić za to autorowi lub jego spadkobiercom. Jesli chodzi o literaturę piękną, takie prawa wygasają bodajże po 70 latach od śmierci twórcy. Nie liczyłabym na to, że opisany przez Panią portal będzie bezpłatnie udostepniać książki żyjących autorów (no chyba, że ci autorzy oddadzą mu swoje prawa majątkowe do swoich utworów).
    Podane przez Panią tytuły są darmowe, bo każdy ma prawo je w wersji elektronicznej czy papierowej rozpowszechniać (z zachowaniem autora). Są one tak jakby własnością kulturalną ludzkości.
    Zmienić listę lektur dla Polonii można (i warto), tyle że te zmiany wiążą się z kosztami. Tak jak i w Polsce za nowe lektury ktoś będzie musiał zapłacić. Albo polonijna szkoła, kupując je dla bibliotek, albo co bardziej prawdopodobne – rodzice.

    1. Pani Tario 🙂

      Ależ ja sobie zdaję świetnie sprawę, że chodzi o prawa majątkowe. I szczerze mówiąc to uważam, że lepiej nie proponować nic, niż proponować głupotę. Stąd post.

      Po drugie: są portale, w których można KUPOWAĆ ebooki. Książki są tańsze niż wersje papierowe i daję sobie rękę uciąć, że – przynajmniej rodzice z mojej szkoły – woleliby zapłacić 5 euro za elektroniczną wersję „Magicznego drzewa” niż wypożyczać za darmo „Tego obcego”. Zresztą ja – z pozwoleniem dyrekcji – i tak lekko zmodyfikowałam listę lektur. I rodzice – mimo że wiedzą, ze nie będzie ich w bibliotece – zgodzili się na to. Bo łatwiej jest przeczytać „Pana Samochodzika” dzieciom polonijnym niż „Karolcię”. (uprzedzam – ja do tych pozycji OSOBIŚCIE nic nie mam – ale język tam użyty jest ZA STARY dla Polonii!! my mamy uczyć te dzieci polskiego a nie staropolskiego (bo dla nich ten język taki już jest))

      No i po trzecie: nie możemy cały czas mówić o pieniądzach, Dlatego, ze tę listę trzeba będzie kiedyś zmienić i zawsze będzie się to wiązało z kosztami. Niestety 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress